Miranda uśmiechnęła się chyba po raz setny tego popołudnia. Odkąd jej klasa maturalna rzucała czapki w górę podczas wiwatowania, była ciągnięta z jednego końca szkoły na drugi do zdjęć. Jej twarz zaczynała drętwieć. Nie rozumiała, dlaczego jej przyjaciele byli tak podekscytowani ukończeniem szkoły, skoro za mniej niż dwa tygodnie połowa z nich miała zostać wysłana do różnych części kraju, aby kontynuować karierę. Za większością z nich będzie ją okropnie tęsknić.
„Hej, Randy, moi starzy chcą zrobić sobie kilka zdjęć ze mną i Beth. Masz coś przeciwko?” — zapytał jej przyjaciel. On i jego siostra bliźniaczka Bethany nigdzie się nie wybierali, co było ulgą. Byli jej najbliższymi przyjaciółmi. Bardzo polubiła też ich rodziców, którzy byli ekscentryczną parą; trzeba by nazwać ich dzieci Barney i Bethany.
Uśmiechnęła się do bliźniaków i machnęła im ręką, marszcząc brwi, kiedy posłali jej litościwe spojrzenia. Data ciąży ciotki przypadała w ciągu najbliższych kilku dni, a ona dostała wcześniejszy urlop macierzyński za radą lekarską, a jej wujek wziął tydzień wolnego, ponieważ nie zalecano jej zostawania samej. Ponieważ minimalny ruch był koniecznością, żadne z nich nie mogło dotrzeć do jej ukończenia. Szczerze mówiąc, nie miała nic przeciwko, ale trudno było przekonać wszystkich innych. Trochę ją denerwowało, że stała sama, podczas gdy wszyscy inni mieli „rodzinną zabawę ze zdjęciami”, ale pomyślała, że wszystko się skończy, kiedy ona i jej przyjaciele wyjdą na uroczyste drinki.
Tak głęboko, jak była w swoich myślach, nie słyszała ciężkich kroków zbliżających się do niej, dopóki właściciel nie znalazł się przy niej.
"Pan. Colonomos!” sapnęła zaskoczona. Kto by się spodziewał, że pojawi się na jej rozdaniu dyplomów, skoro prawie nic jej nie powiedział przez ostatnie trzy miesiące? Miranda prawie pomyślała, że wyobraziła sobie tę noc w jego gabinecie.
Elegancki grabie uśmiechnął się do niej, podchodząc bliżej, naruszając jej przestrzeń osobistą. – Przypuszczam, że należą się gratulacje – powiedział cicho, chwytając jej dłoń w delikatnym, ale zdecydowanym uścisku, by złożyć lekki pocałunek na wewnętrznej stronie jej nadgarstka. Trzeba by być głupcem, żeby nie widzieć czystej zaborczości w tym prostym dziobaniu. Na szczęście dla niej niewiele osób zwróciło na nią uwagę. Jej tok myślenia obrócił się przeciwko niej, gdy zobaczyła, że większość oczu na parkingu patrzy na nich. Cofnęła rękę lekko, ale stanowczo.
"Co Ty tutaj robisz?" – zażądała szeptem.
Wyglądał na rozbawionego. „Nie spodziewałeś się chyba, że pozwolę ci spędzić sam jeden z najważniejszych dni w twoim życiu, prawda? Przepraszam; Nie wiedziałem, czy kwiaty będą ci pasować, więc przyszedłem z pustymi rękami.
Miranda nie mogła powstrzymać wzruszenia zamyśleniem mężczyzny. – Dziękuję, ale naprawdę nie powinieneś. Nie jestem sama, po prostu… – Urwała, gdy zauważyła niedowierzanie w jego oczach.
Co, do diabła, miała powiedzieć facetowi, kiedy znalazł ją stojącą samotnie na częściowo zatłoczonym parkingu?
Zbył jej wymówkę machnięciem ręki i chwycił ją za łokieć. „Nieważne, umówiłem się na lunch w jednej z moich restauracji”.
– Aleksandrze, nie mogę. Zaplanowałem już z kilkoma moimi przyjaciółmi.
- No trudno - skrzywił się. „Kiedy przyjechałem, nie było tu żadnego z tych przyjaciół, więc będziesz musiał przełożyć”.
Nerwy człowieka! Powiedział to tak, jakby to była najprostsza rzecz. Najwyraźniej był przyzwyczajony do tego, że wszyscy porzucają dla niego wszystko na pstryknięcie palcami. No twardo! Zdecydowanie nie była jedną z jego lokajów. Zanim jednak zdążyła otworzyć usta, by zaprotestować, zrobił coś, co ją zaskoczyło. Kto by pomyślał, że trzydziestotrzyletni mężczyzna może udoskonalić rutynę szczenięcych oczu? Ona westchnęła. Jeden posiłek nie mógł zaszkodzić, prawda?
– Pozwól, że pójdę po torebkę. Zostawiłem go mojemu przyjacielowi, żeby go dla mnie przechował”.
Aleksander patrzył zmrużonymi oczami na młodego mężczyznę, do którego podeszła jego Miranda. Był od niej wyższy tylko o jakieś cztery cale i nie miał szans, jeśli stał obok niego. Nie podobał mu się jednak łatwy sposób, w jaki Miranda śmiała się razem z nim. Nie podobała mu się zażyłość, którą ta dwójka tak wyraźnie łączyła. Skrzywił się, kiedy wskazała na niego, by pokazać przyjacielowi, z kim wychodzi. W oczach chłopca pojawił się ochronny błysk. Najwyraźniej nie podobało mu się, że 1miranda z nim wyjeżdżała. Alexander wiedział, że próbuje ją od tego odwieść, ale po kilku słowach otuchy chłopak niechętnie skinął głową i oddał jej torebkę. Chłopak rozłożył ramiona, by ją przytulić na pożegnanie. Zacisnął zęby ze złości, by powstrzymać się od szturmu na tę dwójkę, by wyrwać ją z jego ramion.
Kiedy Miranda wróciła do boku Aleksandra, miała znaleźć znajomą, zamyśloną postać, a nie nieco weselszą wersję, którą zostawiła. Spojrzała w kierunku jego spojrzenia i zobaczyła Kenny'ego, jednego z jej kolegów z klasy. Najwyraźniej nie podobało mu się to, że się przytulili. Złapała go za rękę w lekkim uścisku i uśmiechnęła się do niego, kiedy w końcu na nią spojrzał. "Dalej, chodźmy." Nie protestowała, kiedy otoczył ją ramieniem w talii, by zaprowadzić ją tam, gdzie zaparkował swój samochód. Nagle zatrzymała się w miejscu.
– Przywiozłeś limuzynę? powiedziała z niedowierzaniem. Otworzył jej drzwi, wpychając ją do środka, jednocześnie machając na szofera. Wślizgnął się obok niej, ani razu nie zrywając całkowicie kontaktu.
"Co jest nie tak?" brzmiał na zmieszanego.
– Nie mogłeś wybrać czegoś mniej krzykliwego?
„Kochanie, to najmniej krzykliwy samochód, jaki posiadam”.
Nie była pewna, co po tym powiedzieć. Szczerze mówiąc, nie znała nikogo tak aroganckiego jak ten mężczyzna. Resztę jazdy przebył w milczeniu, ale przez cały czas nie puszczał jej ręki ani nie spuszczał z niej wzroku. Za każdym razem, gdy spoglądała w jego stronę, gubiła się w tym zamyślonym spojrzeniu i nieśmiało spuszczała wzrok. Przypomniała sobie słowa, które wypowiedział do niej kilka miesięcy temu… Mam obsesję na twoim punkcie… myślała, że to bełkot wypowiedziany pod wpływem chwili. Teraz nie była tego taka pewna.
Niedługo potem Alexander wprowadził ją do słabo oświetlonej restauracji. Była trochę ciekawa, dlaczego ktoś ogranicza oświetlenie do minimum w środku dnia, ale kiedy zobaczyła, ile par zajmuje to miejsce, zdała sobie sprawę, że musiało to dodać iluzji intymności. Ich stolik znajdował się w odosobnionej części pokoju.
– Jakie masz plany, skoro już skończyłeś szkołę? – zapytał Mirandę po tym, jak złożyli zamówienie. Całkiem nieźle odczytywała ludzkie miny, ale ten mężczyzna był dla niej zagadką. Nie wiedziała, czy był naprawdę zainteresowany, czy tylko rozmawiał.
Wyraźnie się wahała, zanim odpowiedziała: „Mogę zapisać się na jakiś program w Wielkiej Brytanii za kilka miesięcy. Trwa prawie rok, ale ma dużo ekspozycji, więc jest to świetna okazja do kariery. Muszę to przemyśleć, ale jestem szczerze zainteresowany. Kiedy skończyła mówić, zauważyła zmarszczkę na jego ustach. Wydawało się, że dominuje na całej jego twarzy.
„Chcesz wyjechać z kraju?” – zapytał z niedowierzaniem, choć łagodnym tonem.
Miranda nerwowo przełknęła ślinę. „Wiem, że to nieoczekiwane, ale tak jak powiedziałem, to świetna okazja. I wiem, że moja ciotka nadal będzie na urlopie macierzyńskim, ale nie będzie trudno…
– Tu nie chodzi o twoją pracę, do cholery! – ryknął niespodziewanie, uderzając gwałtownie zaciśniętą pięścią w blat stołu.
Trzeba jej przyznać, że Miranda nawet się nie wzdrygnął, mimo że nigdy nie tracił panowania nad sobą. Była jednak wdzięczna, że znalazła się w odizolowanej części restauracji. Po niekomfortowej chwili milczenia zaskoczyła go, chwytając dłoń, którą uderzył, i sprawdzając ją. Opuszkami palców dotknęła jasnoczerwonej plamki na jego małym palcu. „Nie będzie siniaków; czy to boli?"
Potrząsnął głową. "NIE."
– Może powinniśmy na wszelki wypadek położyć na nim trochę lodu.
„Spokojnie, to był tylko stół”. Zawahał się: „Przepraszam za moją reakcję. Po prostu nie chcę widzieć, jak odchodzisz.
Miranda nie wiedziała, co ją bardziej zszokowało, przyznanie się czy przeprosiny. Uśmiechnęła się i odgarnęła kosmyk jego czarnych włosów z twarzy, mówiąc mu bez słów, że nie ma czego wybaczać.
***
– To było zabawne – zauważyła Miranda, kiedy odjeżdżały z restauracji.
– Brzmisz na zdziwionego.
Uśmiechnęła się do Aleksandra. „Nie codziennie twój zły szef zabiera cię na lunch”.
„Nie codziennie kończysz studia jako najlepszy w swojej klasie”. Szybko zmienił temat. – Kim był ten chłopak, z którym byłaś?
Jedyną odpowiedzią Mirandy było mrugnięcie, trochę zaskoczona, że zdecydował się poruszyć ten temat teraz. Wiedziała, że go to niepokoiło, ale nigdy nie spotkała nikogo tak otwartego na zazdrość. „To przyjaciel; Chodziliśmy na te same zajęcia, więc to nie jest wielka sprawa. Nie ma potrzeby być zazdrosnym.
"Nie jestem zazdrosny!" — powiedział urażony. – Po prostu nie chcę widzieć, jak jakiś mężczyzna kładzie na tobie ręce. Miranda zamrugała i odwróciła wzrok od jego intensywnego spojrzenia, głęboka szarość jego oczu bardzo przypominała ciemne i burzowe chmury. – Minęły trzy miesiące, agapi mou. Myślę, że dałem ci wystarczająco dużo czasu na przemyślenie tego, czym się dzielimy.
– Myślałem, że zmieniłeś zdanie. Nigdy o tym nie wspomniałeś – wzruszyła ramionami, próbując bezskutecznie wyglądać na nonszalancką.
Alexander roześmiał się głębokim, rzadkim i ciepłym śmiechem. „To ty prosiłeś o czas, miałeś mi powiedzieć, jaka była twoja decyzja, ale teraz ten wybór jest poza twoją kontrolą”.
– Co to, do diabła, ma znaczyć?
– To znaczy, moja droga, że teraz należysz do mnie i czy chcesz to przyznać, czy nie, jest to coś, czego pragniesz tak samo desperacko jak ja.
„To, czy chcę, czy nie, nie jest tutaj przedmiotem dyskusji. Chcę tego lata skoczyć na bungee i nurkować samolotem, ale to nie znaczy, że to właściwa rzecz, prawda? To samo dotyczy ciebie. Mogę cię chcieć, ale szczerze mówiąc, nie jest to dla mnie najlepsze.
Wydał z siebie dźwięk, który brzmiał blisko warczenia, iw mgnieniu oka znalazła się w tej samej pozycji co trzy miesiące temu, dokładnie na jego kolanach. „Jak powiedziałem wcześniej, decyzja jest teraz poza twoimi rękami” i z zawadiackim uśmiechem opuścił głowę i pocałował ją. Nie zwykły pocałunek, ale pocałunek opętania. Chociaż pierwszy pocałunek był obietnicą, tym razem spełnił tę obietnicę. Jego język wsunął się do jej ust, by wsunąć się w jej język, zmuszając ją do odpowiedzi. Jęknęła, wciskając się całkowicie w mocno umięśnioną sylwetkę Aleksandra. Musiała być oszołomiona, bo mgliście pamiętała, jak kilka minut wcześniej powiedziała mu, że ich chemia to zły pomysł, a teraz nie mogła oderwać się od jego idealnych ust, by ratować własne życie. Był jak narkotyk, pomyślała Miranda, zsuwając jej szlafrok z ramion, by pochopnie rozpiąć i rozpiąć jedwabistą białą bluzkę, którą znalazł pod spodem.
- Taki piękny - wymamrotał, biorąc do ust brązowy, kamyczkowaty sutek, po czym delikatnie go pociągnął. "Wszystko moje." Gorączkowo ocierał swoją odzianą w dżinsy erekcją o jej krocze i był uszczęśliwiony, czując, jak odwzajemnia ssanie. Pocałunek pogłębił się, gdy poczuł, jak niepewnie rozpina trzy pierwsze guziki jego koszuli. Alexander wydał z siebie niski jęk, kiedy poczuł, jak jej język ociera się o jej język, podczas gdy ona rozkładała jedną ze swoich małych dłoni na jego masywnej klatce piersiowej, ostrożnie wyczuwając miarowe bicie jego serca. Oderwała obie ręce i usta od jego, kiedy poczuła, jak samochód się zatrzymuje.
Miranda poprawiła swoje ubranie najlepiej jak potrafiła, z jego intensywnie szarymi oczami utkwionymi w niej. Kiedy w końcu wyjrzała za przyciemnione szyby, zesztywniała. „Alexandrze… dlaczego jesteśmy przed twoim domem?”
***