„Ciepłe rozprowadzenie krwawego nektaru na twojej porcelanowej skórze odmłodzi otchłań ciemności, w której twoja dusza powinna przebywać, ale nie przebywa, bo jeśli pustka ducha jest pozbawiona wszystkiego oprócz gorzkiego chłodu nicości, kłótliwie przeciwstawiającego się własnym pragnieniom, powinna być odrzuceni i napełnieni po brzegi świeżo wyssaną krwią. Tobie zapiszę służebność nie z tytułu moich własnych prawowitych rządów, ale z własnego zapisu wiecznej lojalności wobec tronu z kości słoniowej Białej Iglicy, na której Pan przemawia do ciebie teraz; jesteś bezużyteczny dla tronu, jeśli uschniesz jako pozbawiona łuski własnych żałosnych, uporczywych smutków i pragnień. Nieopisana istota otoczona przeszywającą płytą z kości słoniowej osadzoną w bladym ciele wzniosła swoją ohydną, chudą postać wysoko ponad tron z kości słoniowej, na którym poprzednio spoczywała, a jej pozbawiona twarzy twarz wpatrywała się bezmyślnie w usidlone ciało szkieletowe postacie uklękły, zanim jeszcze skupiły się na ich agonii świadomość. Jego nieziemski, zgrzytliwy głos wdzierał się głęboko w ich umysły, jak wijący się, wygłodniały pasożyt, który nieustannie dąży do głębszego pożywienia, wciąż trawiąc żądania. „Wyrzuceni przez śmierć z własnego królestwa, każdy z was powstał w granicach Białej Iglicy moją własną ręką, na zawsze związany z tym sanktuarium w nieodpartej służbie jako nienasycona zapłata za dalsze istnienie poza zasłoną prawdziwej śmierci. twoje bezwartościowe zwłoki poza Iglicą, obdarzone nowym ciałem, abyś mógł szukać własnych wewnętrznych płomieni, aby stać się czymś wartościowym poza żniwem dla robaków!
Patyczkowate, sękate palce potężnej postaci wysuwały się i zwijały w kierunku zawalonych stosów nieumarłych, a każdy z nich krzyczał w przerażających, bolesnych okrzykach, gdy płonąca penetracja nieobecnych gwoździ brutalnie szarpała ich nerwy tuż przed wydrapaniem resztek mięsa z kości na stosy na podłodze z kości słoniowej, gdy „Lord” z kości słoniowej wyciągnął pazur ruchem rozdzierającym, stale kąpiąc się w widmowej krwi od czubka po kostki. Szkarłatne paznokcie uniosły się ku niebu, gdy ręka bladego uniosła się, az podłogi pod kośćmi nieumarłych zimna, czarna krew pokryła szkielety i pomalowała je stale rosnącym ciałem. Kościopodobna kość słoniowa oddarła się z otaczającej sali tronowej, roi się i otacza nowonarodzone ciało we wszystkim oprócz nagiego torsu i pachwiny opancerzoną skorupą przypominającą więzy niewolnika; głowa była prawie całkowicie zamknięta, gdy ostatnie strzępy odnowionej materii organicznej uformowały się pod spodem w postaci oczu i ust, z których pierwsze były wszystkim, co było odsłonięte przez cienkie, pionowe listewki biegnące wzdłuż konturu maski z kości słoniowej. Pokój wypełnił się odgłosami nowego życia biorącego głębokie oddechy, dyszącego ciężko, jakby przez wieczność pozbawiono ich tlenu, i znowu ohydny głos terroryzował ich umysły; „Teraz... powstaniesz. Odejdź stąd i nie wracaj, dopóki twoja pusta dusza nie ocieknie nektarem skradzionym jako pożywienie, by wygnać powracający uścisk śmierci”. Pajęcze szponiaste palce błysnęły w gwałtownej odprawie, a zimna podłoga z kości słoniowej pod słabo stojącymi służącymi rozpadła się w ziarenka piasku i wessała ich w dół; ich nagłe przerażone krzyki szybko ucichły, gdy zniknęli w środku.
Trzynastu bezdusznych ludzi związanych w kości i nowe ciało spadło przez pozornie nieskończoną pustkę ciemności, zaśmieconych ziarnami kości słoniowej, które obfitują w śnieg bez widocznego dna; prawie wszyscy krzyczeli w przerażającym oszołomieniu tym, czego właśnie byli świadkami i niepewności co do ich losu, podczas gdy tylko troje pozostało w milczeniu. Dźwięki szlochów odbijały się echem w pustce, gdy pozornie młoda kobieta zwijała się w kłębek, najlepiej jak potrafiła, tylko przyćmiona przez maniakalne, przerażone krzyki młodzieńczego męskiego głosu w kompletnej panice, desperacko sięgającego po wszystko, by złapać i spowolnić upadek, ale znajdując nic tylko rozpuścić ziarno. Mężczyzna w średnim wieku, jeden z nielicznych, którzy milczeli, przeniósł ciężar ciała, by zbliżyć się do zapłakanej kobiety; wyciągnął rękę i chwycił ją za ramię, przyciągając do siebie i przytulając do swojej klatki piersiowej. Młoda kobieta początkowo stawiała opór, ale uczucie jego bijącego serca uspokoiło ją i wkrótce przytuliła się do niego mocno, jej pokryte kością palce mocno zacisnęły się na jego ramionach, gdy położyła głowę tuż pod jego obojczykiem. Łzy stopniowo się kończyły, jej szloch ucichł iw tej chwili jeden z pozostałych zawołał; - PATRZ! Coś tam na dole! Każdy z trzynastu upadających szybko skierował swój wzrok pod siebie i każdy z nich to zobaczył; słaba poświata w oddali, szybko zbliżająca się i odsłaniająca ogromną górę czegoś, co wyglądało jak popiół. "Przygotuj się!" - zawołał pocieszający mężczyzna, nadal mocno trzymając młodą dziewczynę w ramionach, teraz owijając się wokół niej całym ciałem, aby chronić ją przed lądowaniem. Chmury pyłu z kości słoniowej wzbijają się w niebo przy każdym uderzeniu, ich ciała nurkują głęboko w górę i gwałtownie spadają w dół. Mężczyzna, z całych sił, nie mógł utrzymać uścisku dziewczyny, którą tak zaciekle bronił, a ona staczała się tuż za nim; kiedy dotarli na dno, ich formy spoczęły na nieoczekiwanej wyściółce ze świeżej trawy, dziewczyna opadła na jego ciało i szybko przytuliła go tak mocno, jak tylko mogła.
Wkrótce każdy z nich spoczął w pokrytej pyłem trawie u podstawy kolosalnego kopca, który ocalił każdego z nich. „N-wszyscy w porządku!?” Starsza kobieta zawołała do grupy, wymuszonym śpiewem w jej głosie zdradzającym nieuniknioną troskę, gdy szła do każdego z nieznajomych. W odpowiedzi rozległo się staccato głosów o różnych tonach, z których wszystkie potwierdzały bezpieczeństwo i, co najbardziej zaskakujące, pozornie całkowity brak jakichkolwiek obrażeń; „Jak się mamy? C-co się do cholery dzieje!? Gdzie jesteśmy!?” Młodszy mężczyzna, który na próżno desperacko szukał schronienia, gdy upadali, chodził teraz w kółko, pogrążony w głębokiej manii, jego ciało było skąpane w pocie, a jego klatka piersiowa waliła szybko w tempie przyspieszonego bicia serca. Starsza kobieta podeszła do niego i wyciągnęła rękę, by dotknąć jego ramienia, starając się jak najlepiej uspokoić go, tak jak babcia robi to swojemu wnukowi; ale było to krótkotrwałe, ponieważ mężczyzna szybko odsunął się od jej gościnności i nadal wykrzykiwał niezliczone pytania i lęki, zanim desperacko upadł na kolana, wkrótce wyprzedzony własnym głębokim szlochem; "D-dlaczego to się dzieje... gdzie my jesteśmy...? Wszyscy tu z-umrzemy..." Znowu podeszła starsza kobieta, tym razem powstrzymując się od kontaktu, i przemówił cicho: „Uspokójmy się i pomyślmy racjonalnie… Jestem pewien, że istnieje rozsądne wyjaśnienie i wszystko będzie dobrze”. Te słowa niewiele wprawiły zasmuconego mężczyznę, jego ciało trzęsło się dziko, a głowa opadła mu na kolana; „…Nie ma tu żadnego powodu… wszyscy to widzieliście! Widzieliście to coś! Czuliście to, co ja czułem!” Wstał i obrócił się, chwytając starszą kobietę za ramiona, a jego głos stał się bardziej wrzaskiem: „Widziałeś to! Czułeś to! Wszyscy to widzieliśmy! Dlaczego byliśmy kośćmi!? Co to kurwa było? tam na górze!? Jak spadliśmy przez podłogę i gdzie do cholery jesteśmy!? Co się dzieje!?" Kościana powłoka jego palców zaczęła wbijać się w pomarszczone ciało starej kobiety i zaczęła puchnąć strużka krwi; kobieta skrzywiła się, ale zignorowała ból, zamiast tego zdecydowała się przyciągnąć młodego mężczyznę do siebie i pogłaskać go po włosach; „Cii… po prostu spróbuj zachować spokój, kochanie. To nie jest pomocne…”
Młodszy mężczyzna siłą odepchnął kobietę od siebie, powodując, że upadła na stertę pyłu z kości słoniowej, a jego głos podniósł się do krzyku: „Nie słyszałeś mnie, stara suko!? To nie jest normalne! Nie masz powodu myśleć, że jesteśmy w porządku! To nie jest w porządku!” Prawie wszyscy zamknęli się teraz, aby obserwować konflikt między szaleństwem mężczyzny a wygodą starszej kobiety, wszyscy wpatrywali się w milczeniu, niepewni, co robić; jeden z nich, ciemnoskóry mężczyzna o potężnej sylwetce, który do tej pory zachowywał spokój, podszedł dominującym krokiem. „Kurwa, myślisz, że tak popychasz staruszkę?” Większy mężczyzna chwycił tego w panice za ramię i szarpnął go na bok, a jego grzmiący głos pasował do jego zaciekłego spojrzenia; - Musisz się uspokoić albo zrobię to za ciebie! Tchórzliwy mężczyzna próbował uwolnić się z uścisku ciemniejszego mężczyzny, ale było to całkowicie daremne; kulił się w drżącej postawie pod ramą goliata przed nim, „Widzisz!? O takich rzeczach mówię! Niech ktoś mi pomoże! Proszę! Zabierz ode mnie tę bestię!” Chociaż jego twarz była ukryta pod maską z kości słoniowej, wszyscy widzieli, że wyższy mężczyzna zaciskał zęby ze złości i kiedy wydawało się, że zamierza uderzyć, westchnął głęboko, zatrzymał się na chwilę, po czym rzucił młodszym o siebie. trawa. „Nikt cię nie skrzywdzi, chyba że zrobisz coś głupiego, musisz uspokoić swój tyłek i zamknąć się, do diabła. Nikomu nie pomożesz w ten sposób!” Zapadła długa cisza, gdy tchórzliwy mężczyzna leżał pod drugim zlany gęstym potem, oddychając szybko i z trudem, kiedy mówił łagodniejszym, przygnębionym tonem; „…Wszyscy tu umrzemy…”
Nieśmiała kobieta, leżąca teraz na mężczyźnie, który ją pocieszał, przycisnęła swoje prawie nagie ciało do jego własnego; jej noga spoczywała na jego udach, gdy uśmiechała się przez maskę do swojego opiekuna. Mężczyzna opiekuńczy otoczył ją ramieniem i objął, wsuwając platerowane palce w kosmyki brązowych włosów, które opadały na obojczyk młodej kobiety spod jej ogrodzenia. Młoda kobieta delikatnie przesunęła dłonią po szerokiej, jędrnej klatce piersiowej mężczyzny, który ją trzymał, a gdy ich spojrzenie się pogłębiło, ich ciała również się pogłębiły. Wspinając się po męskiej ramie swoich pragnień, brunetka usiadła okrakiem; czuła, jak jego potężna męskość sztywnieje w jej kroczu i jakby zsynchronizowany, jego dłonie chwyciły jej biodra, podczas gdy ona zaczęła się napierać w dół. Grubsza długość jego trzonu pchnęła w górę, spuchnięty kopiec młodej kobiety owijał się wokół jego obwodu, gdy jej wilgotna czułość ślizgała się po pulsującym mięsie między jej udami. Wkrótce spuchnięta główka jego penisa znalazła drogę do jej wejścia iz cichym westchnieniem młoda kobieta, już nie nieśmiała, pchnęła go w dół, aby umożliwić mu penetrację. Ciała pary szybko nabrały potężnego rytmu, twardy trzonek pulsował głęboko w uścisku kobiety, gdy rozlewał róż na jej ustach, każde z ich bioder wbijało się w drugie, gdy ich ciała stawały się cieplejsze, a ich oddechy stawały się cięższe. Przy każdym gwałtownym ruchu jędrne piersi brunetki podskakiwały lekko, a pot spływał po ich krągłościach, gdy mężczyzna brał je w swoje silne dłonie, po czym uniósł ją i przewrócił z powrotem na trawę. Jej blade, miękkie uda owinęły się wokół bioder jej kochanka jak pas, przyciągając jego pchnięcia do niej natychmiast, gdy zaczął raz za razem wbijać w nią swoją stwardniałą męskość, a gdy zbliżał się ich punkt kulminacyjny, obaj wydali z siebie głębokie jęki rozkoszy. Grube, gorące pasma wystrzeliły w ciało młodej kobiety, gdy napięła się wokół ciała swojego kochanka i głośno krzyknęła, a wkrótce potem upadły na trawę. Obejmując się ponownie, kobieta wtuliła głowę w pierś mężczyzny i zasnęli; w oddali para oczu obserwowała każdą chwilę namiętności tej pary, ale nikt zdawał się tego nie zauważać.
Od incydentu minęło trochę czasu i grupa nieco się rozeszła, niektórzy pozostali odizolowani, podczas gdy inni zaczęli tworzyć małe skupiska; jak dotąd tylko dwóch opuściło podnóże stosu, a żaden z pozostałych nie wykazywał żadnych oznak planowania. Tchórzliwy mężczyzna chodził teraz po drugiej stronie stosu, mamrocząc do siebie i trzymając się z daleka od mężczyzny, który, jak sądził, zaatakował go, golit, którego unikał, siedział oparty o stos, rozmawiając cicho ze starszą kobietą, której od tamtej pory pomógł jej stopy. Mężczyzna w średnim wieku i młodsza kobieta, z którą się kochał, spali spokojnie w tym samym miejscu, w którym wylądowali. Kruchy, bladoskóry mężczyzna, który przez cały czas nie wydał z siebie ani jednego dźwięku, wędrował ciemną krawędzią trawy, trzymając się on sam, choć od czasu do czasu zerka na bujną młodą kobietę śpiącą pod stosem; nie było jasne, czy ktoś to zauważył, a od czasu lądowania prawie do nikogo się nie odezwała. Drobna, bardzo młoda dziewczyna i podobnie młody mężczyzna spędzili razem większość czasu od wylądowania; teraz bawili się i wspinali na kurz w niedojrzały, dziecinny sposób, pozornie niewzruszony sytuacją, w której się znajdowali, lub po prostu próbując ją zignorować. Potykając się, torując sobie drogę między każdą z grup, wędrował znacznie starszy mężczyzna o kościstym, ale ruchliwym ciele, a jego długa, biała broda wystająca spod maski nadawała mu pewną aurę mądrości i ułatwiała większości rozmowę z nim, gdy zbliżył się. W bezpiecznej odległości od drzemiącej, krągłej kobiety siedział bardzo wysoki i dość masywnie zbudowany mężczyzna, którego wzrok najwyraźniej utkwił w jej dużych piersiach, które poruszały się przy każdym delikatnym oddechu; nie poświęcił nawet czasu na odwrócenie wzroku na tyle długo, by wiedzieć, czy ktoś go zauważył. Z dwóch, którzy wyszli wkrótce po konflikcie między dwoma mężczyznami, żaden nie wrócił; obie były pozornie młodszymi kobietami, jedna była nieco pulchną, bladą kobietą pokrytą piegami, a jej rude włosy spływały kaskadą spod maski do połowy pleców. Druga była znacznie wyższą kobietą, noszącą potężną sylwetkę o ciemniejszej skórze, która pozostała całkiem kobieca; Obie kobiety rozstały się razem z grupą i pomimo krótkiej próby powstrzymania ich przez starszą kobietę, nalegały, aby ktoś ich zbadał.
Para śpiąca u stóp sterty obudziła się nagle, słysząc rozpaczliwe wołanie o uwagę; w pewnej odległości od nich stał otyły mężczyzna, wołając do każdego, kto chciał go usłyszeć, „Pomocy! Dziewczyna, która tu spała, zniknęła! Byłem, hm… pilnowałem jej, ponieważ nikt inny nie był… Odwróciłam wzrok tylko na sekundę i już jej nie było! Czy ktoś ją widział!?” Reakcje grupy były mieszane, niektórzy ignorowali jego prośby, podczas gdy inni patrzyli zmieszani. Jako pierwszy odezwał się większy, ciemnoskóry mężczyzna; "Gdzie ona była?" Gruby mężczyzna szybko wskazał na mały skrawek trawy, na którym spała biuściasta kobieta, i rzeczywiście, wszystko, co pozostało, to spłaszczona trawa o niewyraźnym kształcie. „W porządku… czy kogoś jeszcze brakuje? Od ilu zaczęliśmy?” Starszy głos ożywił się na jego pytanie, jej głos przypominający babcię był głęboko zaniepokojony; „Były te dwie dziewczyny, które jakiś czas temu nalegały na odejście… Wydaje się, że nadal ich nie ma”. „Nie mogłem wtedy z nimi rozmawiać…” Towarzyski staruszek przemówił: „Próbowałem rozmawiać ze wszystkimi, ale ich nie było„ zanim mogłem. Gdzie jest ten młody facet ”? Ten, który krzyczał? Widzę tylko o wszystkich innych, z którymi rozmawiałem wcześniej. Gruby mężczyzna, teraz bardziej spanikowany, zwrócił na to szczególną uwagę: „Myślisz, że mógł coś z nią zrobić!? Już popchnął staruszkę, nie wiadomo, co mógł zrobić!” „Teraz, teraz…” mówiła starsza kobieta, „Był przerażony, ze mną wszystko w porządku i to nie jest powód, by zakładać najgorsze. Jeśli są razem, to na pewno była to wspólna decyzja. Nikt nie chce odejść sam." Nastąpiła chwila ciszy, gdy grupa rozważała swoje opcje, gdy nagle głos młodej dziewczyny krzyknął: „Widzieliśmy, gdzie poszedł ten facet!”. O wiele wyżej na stosie stali dwaj najmłodsi ze swojej grupy, obaj wystarczająco mali, by pozornie przeciwstawić się grawitacji ziaren pod ich stopami. „Tak! Poszedł tamtędy jakiś czas temu! Nie widziałem go od tamtej pory!” Ta dwójka nie wydawała się zainteresowana, kiedy wskazywali w dal i nie czekając na reakcję, wrócili do zabawy w stosie kości słoniowej.
„W porządku. Z moich obliczeń wynika, że brakuje nas czterech”. Głos ciemniejszego mężczyzny zagrzmiał ciężko na trawiastej polanie, aby wszyscy mogli go usłyszeć. zależeć od tego?" "Przyjdę z!" Głos ociężałego mężczyzny krzyknął, domagając się uwagi: „Pomogę szukać dziewczyny!” Para, mężczyzna w średnim wieku i młodsza dziewczyna, która nie odeszła od niego, wkrótce podeszła i potwierdziła, że oni też pomogą; z tej dwójki mężczyzna powiedział: „Potrzebujemy tu kilku osób na wypadek, gdyby ktoś wrócił, to ma sens, by to były dwie najstarsze i dwie najmłodsze”. Ciemny mężczyzna skinął głową, zgadzając się. „Nie mamy siły roboczej, by się teraz rozdzielić i szukać wszystkich, nie byłoby to bezpieczne. Najpierw idziemy po dziewczynę”. Grupując się, czwórka odkrywców stanęła na ściśniętej kępie trawy, na której ostatnio widziano młodą kobietę śpiącą, i przedostała się poza ciemną granicę polany, szybko znikając w cieniu poza zasięgiem wzroku innych.
Ciemność, która skrywała stertę, stopniowo otwierała się na las; pośród wielu drzew stały mniejsze stosy pyłu z kości słoniowej pod niekończącymi się śladami spadających ziaren i, podobnie jak ta kupa, którą znali, emanowały znikąd niewytłumaczalną poświatą. To właśnie przy jednym z tych mniejszych stosów czwórka odkrywców postanowiła zrobić sobie krótki odpoczynek. - Więc uh... Znacie się więc? Przysadzisty mężczyzna przerwał ciszę, kierując swoje pytanie do mężczyzny w średnim wieku i nieśmiałej dziewczyny trzymającej go za ramię. „Co masz na myśli? Dlaczego tak mówisz?” Mężczyzna wydawał się zakłopotany. „Cóż, po prostu… to znaczy… wiesz. Ona zawsze się do ciebie przylgnęła, a ty uh… to znaczy po wcześniejszym… po prostu wydajecie się być sobie bliscy, to wszystko. Ciekawe, czy wszyscy jesteśmy sobie obcy , albo…”, słowa mężczyzny z nadwagą były szczere, ale nie mógł pozbyć się obawy, że przekroczył pewną granicę i stał się zbyt osobisty; ku jego uldze, drugi mężczyzna uśmiechnął się. „Och… po prostu sobie radzę, wiesz. Czułem się naturalnie”. Młoda brunetka zarumieniła się, gdy to usłyszała i mocniej go przytuliła, chowając twarz, szepcząc coś pod nosem. „...Widziałeś to?” Cięższy mężczyzna szybko odpowiedział, teraz również się rumieniąc, z małą strużką potu spływającą z linii jego włosów. „N-ja nie oglądałem ani nic takiego, ale przynajmniej trudno było tego nie zauważyć… przepraszam za to”. Czując napięcie, kochanek młodej dziewczyny zmienił temat, „Jednak to słuszna uwaga. Musimy mieć tu swoje plecy… warto byłoby się trochę poznać, żeby wiedzieć, kim jesteśmy. mam na oku. Jak się wszyscy nazywacie? Jestem... uh..." Jego głos nagle się urwał i wpatrywał się tępo w dal.
- Ja... dlaczego nie mogę sobie przypomnieć swojego imienia? Chłód wypełnił grupę, gdy wszyscy doszli do tego samego nagłego wniosku. Do tej pory nawet nie przyszło im do głowy, żeby się sobie przedstawić, a żadne z nich nie mogło wymyślić własnych imion. To ciemnowłosy mężczyzna przemówił jako pierwszy na ten temat: „To nie jest tak, że to jest najdziwniejsza rzecz, która nam się teraz przytrafia. Więc nie pamiętamy naszych imion… może tak będzie lepiej, będzie to mniej osobiste. " Grupa pokiwała głowami w porozumieniu, a mężczyzna w średnim wieku dodał: „Więc… jak się nazywamy?” Cała czwórka siedziała przez chwilę, zastanawiając się, kiedy ciężki mężczyzna niezdarnie wyrzucił z siebie: „Wszyscy możecie mówić do mnie Rhino!” Pozostali spojrzeli na niego zdumieni, powodując, że zarumienił się z głębokiego zażenowania, zanim brunetka zwolniła go. „Wygląda na to, że kryje się za tym jakaś historia… chcesz się nią podzielić? Myślę, że jesteś nam winien trochę… intymnych szczegółów”. Jego rumieniec nasilił się i odpowiedział jąkając się; „To… po prostu niektórzy kumple nazywają mnie w szkole. Jestem duży i mam tendencję do… wpadania w różne rzeczy bez zastanowienia… coś w rodzaju tej rozmowy…”. Minęło dużo czasu, odkąd czuł się tak niezręcznie, ale mimo wszystko było to całkiem znajome uczucie. Dziewczyna, już nie tak nieśmiała jak wcześniej, zachichotała cicho. „Podoba mi się… Myślę, że to brzmi fajnie, Rhino. Możesz mówić mi Bird; zawsze lubiłem ptaki”. „Możesz mówić do mnie Wół. Ponieważ wszyscy wymyślamy zwierzęce imiona, które mi odpowiadają”. Największy z nich, którego otyły mężczyzna potajemnie onieśmielał, dziwnie czuł się mniej imponujący, mając imię, które można umieścić w ramie. Cała trójka zwróciła się do kochanka Birda: „Zawsze byłem psiakiem… Praca z psami?” Grupa doszła do porozumienia co do tego, jak będą się nawzajem nazywać, a wraz z imionami pojawiło się między nimi silniejsze poczucie komfortu.
Krzyk kobiety przedarł się przez pustkę ciemności, gdy pędziła w przerażeniu między drzewami, jej oczy rozszerzyły się w nadziei znalezienia zbawienia w oddali, ale padały tylko na niewyraźne kształty drzew pomalowane cieniami; jej uda napięły się, gdy niosły jej klepsydrę po wilgotnej trawie poniżej, jej duże piersi wysyłały ukłucia bólu w klatce piersiowej i plecach, gdy odbijały się niepohamowanie i obciążały ją. Wszystko, co mogła usłyszeć, to dźwięk jej własnego ciężkiego oddechu uwięzionego w twardej obudowie jej maski, zagłuszając wszelką nadzieję na usłyszenie, jak blisko był jej napastnik; nie wiedziała, że deptał jej po piętach. Szybkim pchnięciem wątły mężczyzna zanurkował na nogi krągłej kobiety, wymiatając je spod niej, gdy upadła ciężko na leśne poszycie, wydając przerażony krzyk w obfitości lasu. Ręka otoczona kością zacisnęła się na gardle kobiety, gdy chudy mężczyzna wcisnął się między spocone uda swoich ofiar i szybko poczuł, jak jego twarda jak skała długość penetruje gorące pachwiny kobiety. Krzycząc i krztusząc się własnymi łzami, cycata kobieta desperacko próbowała odepchnąć mężczyznę od siebie, ale z każdym pchnięciem czuła, jak stopniowo opuszczają ją siły, a dziwnie potężny mężczyzna o wątłym ciele stawał się coraz bardziej agresywny. Wkrótce położyła się cicho na trawie, gdy raz po raz przyjmowała w sobie pulsującą męskość gwałciciela, jej duże piersi podskakiwały boleśnie, im mocniej odsuwał jej dziewictwo, jej nogi opadły bezradnie wokół niego, szeroko rozłożone w nadziei, że szybko skończy i skończyć z jej teraz krwawiącą cipką. Jej oczy zamknęły się mocno za maską, gdy próbowała zagłuszyć atak i zatracić się w ciemności, i kiedy zaczęła naprawdę akceptować swój los, stało się.
W jednej chwili ciało jej napastnika szybko oderwało się od niej, jakby było odciągane, czemu towarzyszył bolesny skowyt. Odwracając wzrok, krągła kobieta podniosła wzrok i zobaczyła bardzo wysoką, ciemnoskórą kobietę stojącą nad nią, wpatrującą się w dół pod jej stopami; tam napastnik leżał płasko na swoim plecaku w oszołomieniu, jego klatka piersiowa intensywnie falowała. Rudowłosa kobieta szybko podeszła do zaatakowanej kobiety. „Wszystko w porządku!?” Podniosła ją do pozycji siedzącej i przytuliła mocno swoje przerażone, osłabione ciało, przyciskając mocno do siebie dwie duże piersi, gdy zgwałcona kobieta zadrżała i zwinęła się w kłębek przy jednym ze swoich dwóch wybawców. Kilka stóp dalej stała posągowa amazonka. „Wszystko w porządku?” Rudowłosa dziewczyna skinęła głową. „Myślę, że ona będzie… zadawać się z nim?” W tym momencie wątły gwałciciel zaczął się czołgać, ale jego próby poszły na marne; muskularna postać ciemnoskórej kobiety przeniosła ją do napastnika i zajęła nad nim pozycję. Mężczyzna desperacko miotał się, gdy próbował uwolnić się z uścisku potężnej kobiety, drapiąc i kopiąc, gdy podnosiła go z trawy za szyję i intensywnie wpatrywała się przez listwy w masce prosto w jego oczy wypełnione łzami, „Proszę… Ja... Nie mogłem się opanować... Myślałem, że to sen! Jej pozłacana dłoń zacisnęła się na jego gardle, jej oczy zwęziły się w najgwałtowniejszym spojrzeniu, gdy jedną ręką trzymała całe jego ciało zawieszone nad ziemią.
„Sen…? Myślałeś, że śnisz? Myślisz, że teraz śnisz?” Jej grzmiący, ale dziwnie kobiecy głos wstrząsnął całym ciałem bladego mężczyzny, gdy ten powoli przestawał się opierać. - T-tak...! Czy naprawdę... zaatakowałbym ją, gdyby to nie było...? Łzy popłynęły z jego oczu, gdy pieczenie jego napiętych mięśni stało się bardziej intensywne, wykorzystując każdą cząstkę swojej siły tylko po to, by pomóc zrzucić ciężar własnego ciała z szyi. „…Domyślam się, że jeśli myślałeś, że to był tylko sen… To znaczy, możesz zrobić wszystko w snach. Tak?” Gwałciciel skinął głową najlepiej, jak potrafił, a jego opancerzone palce wbiły się w ramię potężnej kobiety tak mocno, że zaczęła kapać krew. Ciemnoskóra kobieta delikatnie postawiła napastnika na nogi i rozluźniła uścisk, choć go nie puściła; biorąc łagodniejszy ton, pochyliła się bliżej, „Więc… skończyłeś?” Spojrzała w dół na nieruchomą do połowy masztu erekcję mężczyzny, połyskującą w przyćmionym świetle płynów jego ofiary. „Ja… nie, ale ja…” Mężczyzna był oszołomiony i zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, znalazł potężną kobietę pochylającą się i mocno chwytającą go za jego męskość. „Jeśli myślałeś, że to był tylko sen... jak mogłeś zrobić coś złego? ...Chcesz, żebym ci pomógł?” Zapadła cisza, jego umysł był zamglony niezrozumiałymi myślami, ale wkrótce jego żądza znów wzięła górę i krew napłynęła do jego w pełni nabrzmiałego penisa. Kobieta czule pogłaskała jego trzonek, gdy urósł, od podstawy do główki, a potem z powrotem w dół, aż uścisk jej dłoni całkowicie objął spuchniętą podstawę penisa i jądra mężczyzny. Zajęło to tylko sekundę, ale gdy tylko usłyszała choćby „Ty...” wychodzące z jego ust, jej gwałtowne spojrzenie powróciło, a jej uścisk zacisnął się mocniej niż kiedykolwiek wcześniej. Krew ściekała po zimnej trawie u ich stóp, tryskając z otwartego krocza gwałciciela, a wkrótce wraz z nim odeszła jego świeżo oderwana męskość.