Rozdział 9
Dogrywka
∞
Cisza, jak unoszące się pióra po bitwie na poduszki, spłynęła po polanie. Wyraz gniewu i determinacji w oczach dziewczyny zmienił się w wyraz uświadomienia sobie, a potem w zmartwienie. Rzeczywistość nadeszła, rzeczywistość tego, co zrobiła, rzeczywistość jej utraconej niewinnej przeszłości i rzeczywistość, że odebrała życie komuś innemu, zdawała się owinąć jej wokół szyi.
Rzeczywistość Deckera też się zmieniła. Jego rzeczywistość, aż do tego momentu, była taka, że miał być bohaterem. Wiele mu powiedziały sny, ale jego postrzeganie tego, jakim bohaterem miał być, było inne niż to, czym się okazał. Wierzył, że skończy dzierżąc miecz i walcząc z podobnymi do demonów stworzeniami w świecie, w którym cywilizacja była tylko przeszłością i celem do odzyskania. Wojownik w jego snach pokazał mu dystopijny świat chaosu, zniszczenia i płonących miast z dziećmi krzyczącymi za swoimi matkami.
Decker nie miał wątpliwości, że splamiona krwią dziewczyna przed nim była właśnie tym wojownikiem. Jej zmartwione, srebrne oczy, bez tatuaży i blizn, czy nie, tyle mu powiedziały. I rzeczywiście potrzebowała wtedy bohatera, bo bez niego była skazana na życie w więziennych kratach. Słyszał już szczekanie zbliżających się psów ojca Jacoba, co oznaczało, że został już ostrzeżony o tym, co się dzieje.
"Ja to zrobiłem!" Decker oznajmił swoim kumplom. Jego oświadczenie spotkało się z osłupiałymi spojrzeniami. "Słyszysz mnie?" – zapytał, rozglądając się po każdym członku swojego gangu. „Wszystko, co widziałeś, jak dziewczyna robiła, wszystko, co się wydarzyło, pochodziło ode mnie. Wszyscy próbowaliście mnie powstrzymać. Wszyscy widzieliście, że zwariowałem i wszyscy próbowali mnie powstrzymać! on dodał.
Jego kumple zaczęli wracać do rzeczywistości. Na zmianę patrzyli na siebie głupio, ale szczekanie psów stawało się coraz głośniejsze i wszyscy wyczuwali nadchodzącą zagładę.
„Nie mamy dużo czasu! Powiedz, że rozumiesz – błagał.
– Ale… – zaczął brat Cree.
"Ale nic! Wszyscy słuchaliście moich tyrad i zgadzaliście się z tym, co powiedziałem; Opowiedziałem ci wszystko o moich snach i o tym, co te sny mówiły, że nadejdą. Opowiedziałem wam wszystko o wojowniku, który był w moich snach, a wy wszyscy powiedzieliście, że mi wierzycie! Ona — powiedział, wskazując na Whitney — jest tą wojowniczką! Nie jestem już przywódcą Onyksowych Kruków. Ona jest! Odtąd, jeśli kiedykolwiek będzie potrzebowała któregoś z nas, przyjdziemy jej z pomocą! Czy rozumiesz?"
Na początku było tak, jakby ich myśli brodziły w sokach drzewnych. Ich ruchy i reakcje były powolne i niechętne, ale wiadomość Deckera przebijała się przez szlam. Wszyscy byli na tyle sprytni, by wiedzieć, że kłopoty są na horyzoncie, a Decker oferował im wszystkim wyjście z nich. Mówił im, że weźmie upadek, a na dodatek, że mogą też powiedzieć, że próbowali go powstrzymać.
„Tak”, wszyscy zaczęli mówić jeden po drugim. „Jasne Decker, cokolwiek powiesz, człowieku”.
Decker podszedł do Whitney i wziął laskę z jej rąk. Na początku jej uścisk był nieubłagany, ale puściła go. Decker upewnił się, że odciski jego dłoni były na nim od góry do dołu. Potem poszedł do Cree, zaczął pobierać trochę krwi z piersi i wycierać nią całe ciało. – Po tym, jak go zabiłem, zrobiłem to, żeby uczcić moje zwycięstwo nad nim, rozumiesz?
Kiwnęli głowami.
Wskazał na brata Cree. - Rzuciłem tam naszyjnik - powiedział, przesuwając palcem w miejsce, gdzie znajdował się naszyjnik. „Weź to i daj jej. Będzie jej potrzebować.
Brat Cree podszedł do niego, podniósł go niepewnie, jakby naszyjnik był grzechotnikiem zamiast kamienia na łańcuszku, i przyniósł go dziewczynie. Delikatnie ujął jej dłoń i wsunął w nią łańcuch.
„Jesteś pewien, że chcesz zrobić tego Deckera! Mam na myśli to, że na pewno pójdziesz do więzienia! – wykrzyknął brat Cree.
Decker podszedł do niego i stanął przed nim. „Potrzebuję ciebie i wszystkich innych, aby się w to zaangażować. Nie ważne co się stanie. Bez względu na to, ile pytań się pojawi, bez względu na to, jak bardzo wywierana jest na ciebie presja! Ja to zrobiłem. Zrobiłem to wszystko. Wszystko, co widziałeś dziewczynę, mówisz, że ja widziałem. Rozumiem! Twój brat umarł z jakiegoś powodu. Zawsze pamiętaj że. Jeśli zostanie za to przyszpilona, to twój brat zginął na darmo! Wszyscy będziemy jej później potrzebować! Nawet jeśli nigdy wcześniej mi nie wierzyłeś, uwierz mi teraz.
„Tak, ale Decker, ona wcale nie wygląda tak, jak mówiłeś” — zauważył jego kuzyn.
„Srebrne oczy, Ben! Widzisz te, prawda? Nie ma blizn ani tatuaży, ale poza tym wygląda dokładnie jak młodsza wersja dziewczyny z moich snów. Powiedz, że to widzisz, Ben. Powiedz, że jesteś ze mną”.
– Jestem z tobą, Decker. nie lubię tego. Zabiła mojego pieprzonego brata, ale zgodzę się na to, bo mnie o to prosisz.
Cisza na polanie odchodziła. Zbliżające się psy zadbały o to, a gdy psy zamknęły ostatnią lukę do polany, laska Deckera zaczęła wirować.
„ODSTĄPIJ SIĘ ALBO ZABIJĘ WAS WSZYSTKICH!” Decker wrzasnął ile sił w płucach. „Przysięgam na Boga, że zabiję was wszystkich!”
∞
Tommy wiedział, że popełnił błąd, zostawiając Whitneya na tej polanie. Wiedział o tym, gdy tylko to zrobił, ale jego umysł był podzielony. Jakaś jego część zdawała sobie sprawę, że Whitney go tam potrzebuje, choćby dla przewodnictwa. Nie miał wątpliwości, że poradzi sobie w walce. Udowodniła mu to na arenie, a jego sny pogłębiły jego zrozumienie, ale wiedział też, że jego obowiązkiem jest upewnienie się, że Whitney jest bezpieczna. Nawet jeśli poradzi sobie z Deckerem i jego gangiem, nie oznacza to, że poradzi sobie ze wszystkim, co się wydarzy.
Ojciec Jacoba szedł za nim, a psy przed nim. Tommy nie wracał na polanę, on biegł i biegł ze wszystkim, co miał. Jego jedyną nadzieją było to, że tata Jacoba nie potknąłby się o kamień i przypadkowo nie strzelił do niego ze strzelby, którą miał przy sobie.
Tommy usłyszał krzyk Deckera, gdy jego stopy niosły go bliżej miejsca, gdzie zostawił Whitney. Słyszał, jak krzyczał i słyszał, że jego krzyki były groźbami i chociaż Tommy biegł ze wszystkim, co miał, zanim usłyszał krzyki; znalazł w sobie siłę, by biec jeszcze szybciej.
Gdy tylko psy i jego oczy weszły na polanę, Whitney dołączył do niego.
„Odsuń się, Leightonie!” Decker wrzasnął na niego, kiedy Tommy się zatrzymał. „Zrób jeszcze jeden krok, a przebiję cię tym czymś, tak jak zrobiłem to w Cree!” Decker stał między sobą a ciałem jednego ze swoich kumpli. Whitney była obok niego, a jej ciało było spryskane krwią, jakby była niedzielną lodami zamiast jego siostrą.
Mgła osiadła w umyśle Tommy'ego, gęsta i zimna jak bryła lodu, przezroczysta, a jednak trudna do przejrzenia, jego percepcja tam była, a jednak tak odległa dla jego logicznego umysłu, jakby próbował przeczytać list (napisany małymi literami) ) z odległości dziesięciu stóp.
Wszyscy nadal stali z dala od Deckera, z dala od trupa i siostry, ale patrzyli na niego tak, jakby to on mógł wyjaśnić tę scenę. Nie mógł udzielić takich odpowiedzi. W rzeczywistości wszystko, co mógł zapewnić, to pytania, a jego umysł błagał go również o zapewnienie bezpieczeństwa Whitney. Wyciągnął do niej rękę; wsunęła obie ręce do kieszeni dżinsów i powoli podeszła do niego. Kiedy do niego podeszła, uniosła ręce, owinęła je wokół niego i mocno przytuliła drżącymi ramionami. Jej myśli były puste, jakby jego lodowate spostrzeżenia były jakoś chwytliwe i wpływały na jej własne myślenie, jak również na jego.
Ojciec Jacoba został w tyle, ale w końcu dotarł na polanę ze strzelbą w dłoni, a na jego twarzy malował się gniew, jak tłuczone ziemniaki rozbryzgujące się na talerzu. Jego psy nie milczały. Wykrzykiwali swoje oskarżenia, skierowane w stronę Deckera, ale nie ograniczając się do niego.
„Co ty do diabła zrobiłeś, chłopcze!” – zapytał ojciec Jakuba.
„Próbował mnie zatrzymać!” Decker wrzasnął, zmieniając pozycję, trzymając laskę w obu rękach, jakby był strażnikiem wieży. – Powinien był wiedzieć lepiej – dodał złowieszczym, ale spokojnym tonem.
– Odłóż to, Decker Albright. Odłóż to cholerstwo w tej chwili, zanim odstrzelę ci ten cholerny łeb!
— Śmiało, Jessup! Decker odpowiedział. „Po prostu idź przed siebie i napraw wszystko, jeśli tego właśnie chcesz”. Decker zrobił krok do przodu, jego laska zaczęła bzyczeć w powietrzu, jego wzrok skupił się na Jessupie, zginając nadgarstki, zmuszając laskę do szybszego ruchu, a jego stopy popychały go do przodu.
Pistolet Jessupa ryknął i Tommy spodziewał się, że zobaczy upadek Deckera. Nie zrobił. Zamiast tego koniec laski Deckera eksplodował w odłamki, zaśmiecając go za nim jak solidne krople deszczu. W jakiś sposób cel Jessupa był wystarczająco trafny, by strzępić koniec laski Deckera, i to zatrzymało Deckera. Po zniszczeniu broni nagle wydawał się bardziej uległy. Opadł na kolana, założył ręce za głowę i opadł tak, że znalazł się twarzą do trawy. Dźwięki syren zaczęły przebijać wieczorne niebo. Nikt nie odważył się ruszyć. Nawet Tommy, nawet Whitney, bo wszyscy czekali, co będzie dalej.